Pszczoły, trzmiele, murarki i inne "bzykadełka" - wśród niektórych wzbudzają strach, innym są obojętne, ale są również tacy, którzy je kochają i swą miłością pragną zarażać tych pozostałych. Przyznam się, iż jeszcze do niedawna należałam do tej pierwszej grupy - tych, którzy pszczół się boją i zdecydowanie woleliby świat bez tych owadów. Powód mojego strachu był bardzo prozaiczny - otóż użądlenie powoduje u mnie ogromną opuchliznę, więc zrozumiałym jest chyba, iż bliskie spotkanie z pszczołą nie wywoływało u mnie wielkiego entuzjazmu.
Ponieważ jednak strach jest złym doradcą, postanowiłam powiedzieć mu "żegnaj" i zacząć pomagać pracowitym pszczółkom - wszak bez ich ciężkiej pracy bylibyśmy pozbawieni nie tylko pysznego miodku (Kubuś Puchatek mógłby tego nie przeżyć;-) ale i wszelakich owoców (czego ja z całą pewnością bym nie przeżyła) i wielu innych dóbr. A pomoc ta jest im niezbędna - nie każdy pewnie zdaje sobie sprawę z faktu, iż na całym świecie obserwowane jest wymieranie pszczoły miodnej a wyginięcie grozi prawie połowie z ok. 470 gatunków dzikich zapylaczy występujących w Polsce.
Dlatego też cenną inicjatywą jest Dzień Pszczół organizowany już po raz kolejny przez Ogród Botaniczny UMCS w Lublinie. Przygotowania do tego dnia rozpoczęłam z dziećmi już wcześniej, pomagając im przygotować prace na konkurs pt. "Pszczoły dobrze znamy i im pomagamy". Starsze dziecię wykonało taki oto domek dla pszczół:
Domek zrobiony został z rolek po papierze toaletowym oraz żółtych jajeczek pochodzących z wnętrzności jajek z niespodzianką.
Praca młodszego dziecięcia to pszczółka na kwiatku - zarówno kwiatek, jak i pszczółka również zostały wykonane z rolek po papierze.
Kolejnym etapem przygotowań do Święta Pszczół było wykonanie pszczelich przebrań (gdy dzieci usłyszały o mającym się odbyć konkursie na strój pszczółki, to już nie było "że to, że tamto" - mama, pracowita niczym pszczółka, musiała zakasać rękawy i owe stroje zmajstrować). Najprostszym elementem do wykonania okazały się być czułki - pasek żółtego papieru, naklejone oczy i nosek oraz czułki wycięte z czarnych plastikowych tacek (takich, na które pakowane jest np. mięsko w hipermarketach). Sprawdziły się świetnie - nie opadały, nie wyginały się zbytnio, stały prościutko jak należy. Nieco trudniejsze było zrobienie pszczelich bluzeczek. Tutaj w ruch poszły nożyce i stary, czarny t-shirt. Ponieważ maszyna do szycia odmówiła ostatnio współpracy, więc trochę czasu spędziłam na ręcznym przyszywaniu czarnych pasków do żółtych dziecięcych bluzeczek. Najtrudniejszym jednak elementem było zrobienie skrzydełek. Długo myślałam i kombinowałam, aż w końcu zdecydowałam się na skorzystanie z pomocy drutu i folii. Drut wygięłam w ósemkę, ciasno owinęłam go bawełnianą taśmą (by się nie rozpadł oraz nikogo nie ukłuł wystającymi końcówkami), po czym nałożyłam na to foliowy worek i przewiązałam pośrodku taśmą. Na środku skrzydełek oraz na plecach bluzeczki zamocowałam rzepa, coby skrzydełka nie odfrunęły.
Nie zapomniałam też o mamie pszczole. Tu jednak poszłam na łatwiznę - czułki zrobiłam z opaski, do której zamocowałam druciki kreatywne, do korpusu użyłam żółto-szarej kamizelki odblaskowej, skrzydła natomiast wycięłam z tacek do grilla. Wszystkie stroje zdobyły uznanie zarówno ze strony mych dzieci, jak i wszelkich pozostałych oglądaczy w Ogrodzie Botanicznym.
Święto Pszczół mogłyśmy więc uważać za oficjalnie rozpoczęte. A atrakcji było sporo, dlatego skupię się głównie na tym, co wzbudziło szczególne zainteresowanie dzieciaków.
Punkt pierwszy to oczywiście kolorowanki, zadania, labirynty, krzyżówki, układanki etc., wszystko oczywiście związane z pszczółkami i sposobami pomagania im.
Punkt drugi to robienie, z pustych w środku patyczków, domków dla pszczółek (Ania patyczki układała i związywała, po czym Zosia je wyjmowała - taka to była siostrzana współpraca ;-)
Punkt trzeci (choć mam wrażenie, że dla moich dzieci był to jednak punkt nr 1) to pokaz robienia cukierków, zakończony wręczeniem ogromnych lizaków (chyba przez tydzień będą je jeść).
Spacer po ogrodzie również sprawił im sporo frajdy i nawet 3-letnia Zosia nie narzekała, że nie wzięłyśmy wózka, choć spacerowałyśmy ponad godzinę (co w innych okolicznościach przyrody z całą pewnością skończyłoby się porządnym marudzeniem).
Z innych atrakcji w tym roku nie korzystałyśmy, lecz otrzymałyśmy takie mnóstwo materiałów do czytania, że z całą pewnością zbyt prędko nie zapomnimy o pszczołach i Ogrodzie Botanicznym.
Na zakończenie chciałabym tylko przypomnieć podstawowe zasady Przyjaciela Pszczół:
1. Nie wypalamy traw i liści (ginie wtedy wiele owadów, a nasi sąsiedzi nie mogą trafić do własnej furtki z powodu zadymienia).
2. Sadzimy rośliny rodzime, unikamy inwazyjnych (ciągle nie mogę pozbyć się nawłoci zasadzonej przez poprzednich właścicieli ogródka).
3. Pozostawiamy w ogrodzie miejsca "półdzikie" (w naszym ogródku są niemal wyłącznie takowe, ku wielkiemu niezadowoleniu mojej mamy;-)
4. Stosujemy naturalne nawozy i środki ochrony roślin (organiczne resztki z kuchni + kompostownik w kącie ogrodu).
5. Budujemy gniazda i poidełka dla pszczół (obserwacja pszczółek pijących wodę to niezwykła frajda, nie tylko dla dzieci).
A więc do dzieła drodzy Przyjaciele pszczółek ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz