Zaplanowałam wyjazd nad morze. Do pokonania 600 km z dziećmi (lat 6 i 3). Po dokładnym przeanalizowaniu możliwych połączeń okazało się, że w podróż "tam" najkorzystniej (pod względem czasowym, nie finansowym oczywiście) będzie nam udać się pociągiem Express Intercity Premium, czyli sławnym (czy może osławionym?) Pendolino. W sumie bardzo się przed tą możliwością nie broniłam, gdyż kobieca ciekawość niezmiernie domagała się, by ją zaspokoić w tym zakresie i przyjrzeć się z bliska temu cudeńku.
Ponieważ wyjazd nasz zaplanowany był ze sporym wyprzedzeniem, miałam możliwość skorzystania z internetowej opcji przedsprzedaży, która w naszym przypadku wyniosła 49 zł za bilet dla mnie, odpowiednia zniżka od tej kwoty dla 6-latka oraz 100 % zniżka dla 3- latka.
Teraz pozostało nam tylko spakować się i wyruszyć po przygodę.
Na początku tejże przygody musiałam dostać się wraz z dziećmi do Warszawy (Pendolino niestety nie zahacza o Lublin), ale z tym nie było żadnego problemu - TLK relacji Lublin-Warszawa kursują dość często i jedynym moim zmartwieniem było to, iż na przesiadkę w Warszawie Wschodniej miałam mieć tylko 8 minut, a biorąc pod uwagę, iż miałam ze sobą dwójkę dzieci, wózek i plecak, nie było to sprawą zbyt prostą (dla tych, którzy nie mieli przyjemności przesiadać się na tymże dworcu, małe wyjaśnienie: Dworzec Warszawa Wschodnia nie posiada wind, za to mnóstwo schodów do pokonania). Moje obawy okazały się jednak zupełnie niepotrzebne: bardzo miły konduktor z TLK poinformował mnie, z którego peronu będzie odjeżdżał Pendolino, a inny uprzejmy pracownik kolei sprawnie pomógł mi znieść wózek z dzieckiem oraz wtaszczyć go na właściwy peron. Gdy nasz wyczekany, wytęskniony Pendolinek niczym cichutka myszka pojawił się wreszcie na stacji, kolejny uczynny konduktor pomógł mi wnieść wózek do środka. I tu dwie uwagi: pozytywne zaskoczenie postawą pracownika, negatywne zaś tym, że do tak "wypasionego" pociągu nie da się swobodnie wjechać wózkiem. Nie wiem, czy dotyczy to wszystkich wagonów (może te, w których są miejsca dla osób niepełnosprawnych posiadają jakieś lepsze rozwiązanie?), jednak tutaj napotkałyśmy "za wysokie progi na nasze nogi ;-).
No ale szczęśliwie znalazłyśmy się w środku. Tu konduktor nas nie opuścił, lecz poprosił o pokazanie biletu, by pokierować nas na właściwe miejsca. Gdy tylko spostrzegł, iż bilet zakupiony jest przez internet, od razu zaproponował nam lepszą lokalizację! Bo co się okazało: otóż przy internetowym zakupie nie ma możliwości wyboru przedziału dla podróżnych z dzieckiem, a takowe przedziały istnieją (o czym dowiedziałam się dopiero od konduktora). Ponieważ przedział ten był jednak zajęty (przez 3 mężczyzn i ani jedno dziecko - pewnie pani w kasie uznała, że panowie to takie duże dzieci), konduktor zaproponował nam przejście do przedziału w pierwszej klasie! Jednak po chwili wspólnie ustaliliśmy, iż zachowanie całkowitego spokoju przy dwójce małych dzieci mogłoby nie wypaść najlepiej (a o komfort współpasażerów z kl.1 również należy dbać), propozycję przeniesienia otrzymali trzej panowie, z czego skwapliwie skorzystali. My natomiast, ledwo panując (to ja) i nie panują wcale (to dzieci) nad okrzykami radości, rozgościłyśmy się w 4 - osobowym przedziale. Dzieciaki natychmiast rozpoczęły eksplorację wszelkich możliwości tam się znajdujących, a jest tego sporo.
Ponieważ wyjazd nasz zaplanowany był ze sporym wyprzedzeniem, miałam możliwość skorzystania z internetowej opcji przedsprzedaży, która w naszym przypadku wyniosła 49 zł za bilet dla mnie, odpowiednia zniżka od tej kwoty dla 6-latka oraz 100 % zniżka dla 3- latka.
Teraz pozostało nam tylko spakować się i wyruszyć po przygodę.
Na początku tejże przygody musiałam dostać się wraz z dziećmi do Warszawy (Pendolino niestety nie zahacza o Lublin), ale z tym nie było żadnego problemu - TLK relacji Lublin-Warszawa kursują dość często i jedynym moim zmartwieniem było to, iż na przesiadkę w Warszawie Wschodniej miałam mieć tylko 8 minut, a biorąc pod uwagę, iż miałam ze sobą dwójkę dzieci, wózek i plecak, nie było to sprawą zbyt prostą (dla tych, którzy nie mieli przyjemności przesiadać się na tymże dworcu, małe wyjaśnienie: Dworzec Warszawa Wschodnia nie posiada wind, za to mnóstwo schodów do pokonania). Moje obawy okazały się jednak zupełnie niepotrzebne: bardzo miły konduktor z TLK poinformował mnie, z którego peronu będzie odjeżdżał Pendolino, a inny uprzejmy pracownik kolei sprawnie pomógł mi znieść wózek z dzieckiem oraz wtaszczyć go na właściwy peron. Gdy nasz wyczekany, wytęskniony Pendolinek niczym cichutka myszka pojawił się wreszcie na stacji, kolejny uczynny konduktor pomógł mi wnieść wózek do środka. I tu dwie uwagi: pozytywne zaskoczenie postawą pracownika, negatywne zaś tym, że do tak "wypasionego" pociągu nie da się swobodnie wjechać wózkiem. Nie wiem, czy dotyczy to wszystkich wagonów (może te, w których są miejsca dla osób niepełnosprawnych posiadają jakieś lepsze rozwiązanie?), jednak tutaj napotkałyśmy "za wysokie progi na nasze nogi ;-).
No ale szczęśliwie znalazłyśmy się w środku. Tu konduktor nas nie opuścił, lecz poprosił o pokazanie biletu, by pokierować nas na właściwe miejsca. Gdy tylko spostrzegł, iż bilet zakupiony jest przez internet, od razu zaproponował nam lepszą lokalizację! Bo co się okazało: otóż przy internetowym zakupie nie ma możliwości wyboru przedziału dla podróżnych z dzieckiem, a takowe przedziały istnieją (o czym dowiedziałam się dopiero od konduktora). Ponieważ przedział ten był jednak zajęty (przez 3 mężczyzn i ani jedno dziecko - pewnie pani w kasie uznała, że panowie to takie duże dzieci), konduktor zaproponował nam przejście do przedziału w pierwszej klasie! Jednak po chwili wspólnie ustaliliśmy, iż zachowanie całkowitego spokoju przy dwójce małych dzieci mogłoby nie wypaść najlepiej (a o komfort współpasażerów z kl.1 również należy dbać), propozycję przeniesienia otrzymali trzej panowie, z czego skwapliwie skorzystali. My natomiast, ledwo panując (to ja) i nie panują wcale (to dzieci) nad okrzykami radości, rozgościłyśmy się w 4 - osobowym przedziale. Dzieciaki natychmiast rozpoczęły eksplorację wszelkich możliwości tam się znajdujących, a jest tego sporo.
Każdy fotel można lekko wysunąć do przodu, przy każdym znajduje się składany stolik, działająca (!) wtyczka, a na górze lampka (również działająca), duże okno przysłonić można roletą, przy drzwiach znajduje się miejsce na bagaż oraz wieszaki na ubrania, pod stopami zaś czyściutka wykładzina. Jakieś piętnaście minut po zajęciu przedziału przychodzi miła pani, która serwuje herbatę, kawę lub sok (do wyboru, wliczone w cenę biletu). Po wypróbowaniu wszystkich siedzeń, dwudziestokrotnym złożeniu i rozłożeniu stoliczków, trzydziestokrotnym włączeniu i wyłączeniu lampek i pięćdziesięciokrotnym zasunięciu i odsunięciu rolety na oknie, nadszedł moment, by wyruszyć na poszukiwanie toalety. Pierwsza, jaką napotkałyśmy, była maciupeńka (jak dla Pana Maluśkiewicza) i z ledwością wszystkie trzy tam się upchnęłysmy, dlatego też nie dałyśmy za wygraną i po pokonaniu kolejnego rzędu siedzeń odkryłyśmy inną - dużą, z drzwiami rozsuwanymi po naciśnięciu przycisku, z przewijakiem i ułatwieniami dla osób niepełnosprawnych. Przede wszystkim zaś było tu cicho i nie trzęsło i nasza biedna 3-latka, która w poprzednim pociągu niemal płakała ze strachu w głośnej i "skaczącej" toalecie, w końcu mogła bez stresu załatwić swoją potrzebę. Dzieciom tak się tam podobało, że aż kolejka się pod drzwiami utworzyła. W końcu udało mi się nakłonić je do powrotu do naszego przedziału.
Niestety czas mijał bardzo prędko i nieubłaganie zbliżaliśmy się do naszej stacji docelowej, o czym poinformował nas głos płynący z głośnika. Tenże głos poinformował nas również, iż w pociągu znajduje się osoba dbająca o porządek, którą można poprosić, jeśli się nabałaganiło ("głos" ujął to nieco inaczej, ale sens był mniej więcej taki właśnie). Napis w przedziale obwieszczał, iż pociąg jest monitorowany, a ponieważ mimo usilnych starań nie udało mi się uprzątnąć z wykładziny wszystkich okruszków, dlatego w tym momencie poczułam się jak bohater filmu "Truman show". Niestety czasu było już zbyt mało, by udać się na poszukiwanie wspomnianej osoby, zajmującej się utrzymaniem czystości, tak więc czując się jak przestępca uciekający z miejsca zbrodni, opuściłyśmy Pendolino.
Daję słowo - pierwszy raz w życiu wysiadłam z pociągu nie oblepiona brudem przyklejonym do własnego potu i bez charakterystycznego stukotu w uszach, towarzyszącego jeszcze przez kolejne kilka godzin. Nie ucierpiały także moje zatoki, które buntują się przy każdej mocniejszej klimatyzacji (przed podróżą obawiałam się tego bardzo, jak się okazało, zupełnie niepotrzebnie - klimatyzacja działała idealnie).
Podsumowując: ogólne moje wrażenie - bardzo na "tak".
Plusy:
- przemiła, przyjazna i bardzo pomocna obsługa;
- cichutko, czyściutko, schludnie, ładnie i estetycznie;
- 4-osobowe przedziały dla podróżnych z dziećmi;
- wydzielone miejsce na wózki i duże bagaże;
- stoliczki i światła przy każdym siedzeniu;
- kawa, herbata, soczki w cenie biletu;
- monitoring;
- szybko i wygodnie;
Minusy:
- brak możliwości zakupu w przedsprzedaży biletu w przedziale dla podróżnych z dziećmi;
- wysoka cena w przypadku "normalnego" zakupu biletu;
Plusy:
- przemiła, przyjazna i bardzo pomocna obsługa;
- cichutko, czyściutko, schludnie, ładnie i estetycznie;
- 4-osobowe przedziały dla podróżnych z dziećmi;
- wydzielone miejsce na wózki i duże bagaże;
- stoliczki i światła przy każdym siedzeniu;
- kawa, herbata, soczki w cenie biletu;
- monitoring;
- szybko i wygodnie;
Minusy:
- brak możliwości zakupu w przedsprzedaży biletu w przedziale dla podróżnych z dziećmi;
- wysoka cena w przypadku "normalnego" zakupu biletu;
- brak możliwości swobodnego wjechania wózkiem do pociągu;
- mała odległość między naprzeciwległymi fotelami w przedziale (w przypadku obcych sobie osób jest to dość krępujące);
- fotele oddzielone wysokimi podłokietnikami, co uniemożliwia ew. położenie dziecka na dwóch sąsiadujących fotelach (a nie rozsuwają się one na tyle, by dziecko mogło sobie spokojnie spać).
- mała odległość między naprzeciwległymi fotelami w przedziale (w przypadku obcych sobie osób jest to dość krępujące);
- fotele oddzielone wysokimi podłokietnikami, co uniemożliwia ew. położenie dziecka na dwóch sąsiadujących fotelach (a nie rozsuwają się one na tyle, by dziecko mogło sobie spokojnie spać).
Życzymy miłej podróży!
P.S.
Nie jestem pracownikiem PKP (nie jest nim także mój mąż, mama, tata, siostra, brat, sąsiadka, koleżanka etc.),a powyższy post nie jest w żaden sposób sponsorowany przez spółkę PKP, lecz jest tylko i wyłącznie moją subiektywną oceną ;-)
Tak dokładnie opisałaś waszą podróż , że poczułam się jak bym z wami jechała :-)
OdpowiedzUsuńA to nie Ty byłaś w przedziale obok? ;-)
OdpowiedzUsuń