czwartek, 26 listopada 2015

Wieniec adwentowy - z rolek i bibuły


Adwent tuż, tuż, dlatego na przygotowanie wieńca adwentowego najwyższa już pora!

Do zrobienia naszego tegorocznego wieńca potrzebowałyśmy:
- 4 rolki od papieru toaletowego;
- pasek papieru z bloku technicznego o wymiarach ok. 4cm x 65cm;
- bibuła w kolorze zielonym i czerwonym;
- papier żółty i pomarańczowy;
- klej i nożyczki.

Zaczynamy od owinięcia czerwoną bibułą papierowych rolek.

Z zielonej bibuły odcinamy pasek ok. 4cm i nacinamy go na całej jego długości (by zrobiła się taka "trawka"). Następnie owijamy nią pasek papieru z bloku technicznego, przyklejając co jakiś czas, aby nasz wieniec się nie rozsypał.

Sklejamy końce naszego zielonego paska i od wewnątrz przyklejamy do niego papierowe rolki.

Z żółtego i pomarańczowego papieru wycinamy płomyczki. Można je przykleić do świeczek (mimo usilnych próśb dzieci  nie przyklejamy wszystkich od razu, lecz co tydzień dokładamy jedną) lub po prostu włożyć, jeśli ich wielkość nie pozwoli na wpadnięcie płomyczka do środka.
(na zdjęciu wszystkie płomyczki włożone oczywiście tylko na chwilę;-)

Życzę miłej zabawy i radosnego czasu oczekiwania!

sobota, 14 listopada 2015

Zawieszka na drzwi "Oto stoję u drzwi i kołaczę ..."


Jakiś czas temu trafiłam na bardzo interesującego bloga -   catholicicing.com  - na którym, wśród propozycji wielu ciekawych rzeczy do wykonania z dziećmi, znalazłam m.in. wzór na wykonanie zawieszki na drzwi. 
Z jednej strony zawieszki widnieje rysunek Jezusa pukającego do drzwi, z drugiej zaś fragment tekstu z Pisma Świętego: "Oto stoję u drzwi i kołaczę, jeśli kto posłyszy Mój głos i drzwi otworzy, wejdę do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze Mną".

Zamiast tekstu w języku angielskim, wstawiłam tekst po polsku, skserowałam w ilości niepoliczalnej i rozdałam przedszkolakom. Zadaniem ich było przede wszystkim pokolorowanie obrazka i zabranie szablonu do domu tak, by i rodzice mieli szansę zaangażować się w wykonanie zadania. Zawieszkę należy bowiem wyciąć i skleić, wkładając w środek wycięty kawałek tekturki dla większej trwałości. Przedszkolak nie poradzi sobie z wykonaniem całego zadania, dziecko w wieku szkolnym zrobi to już bez problemu.

Zainteresowanych oryginalną wersją zawieszki odsyłam tutaj
Poniżej natomiast, stworzona przeze mnie wersja polskojęzyczna (przepraszam, ale pojęcia nie mam, jak zrobić, by był to plik do pobrania :-(

piątek, 9 października 2015

"Paluszkowe" aniołki


Kilka dni temu, z racji święta Aniołów Stróżów przygotowałam dla przedszkolaków malutkie aniołki, których zrobienie zajmuje zaledwie chwilkę, za to radości daje bardzo wiele ;-)

Potrzebne nam będzie:
- kawałek kartki (na jednego aniołka wystarczy karteczka ok 8 cm x 8 cm)
- flamaster
- nożyczki
- paluszek (własny i/lub cudzy;-)

Wycinamy takie oto niewielkie kółko o średnicy ok.7 cm, robimy w nim kształt skrzydełek oraz otwór na palec (jeśli przygotowujemy aniołka dla dziecka - otwór musi być odpowiednio mniejszy, by aniołek nie "wpadł" za bardzo). Nacinamy nasze kółko w dwóch miejscach, wkładamy skrzydełko jedno w drugie i już nasz aniołek gotów jest, by wskoczyć na paluszek. Na palcu rysujemy flamastrem oczka i buźkę (włoski też można, czemu nie) i oto nasze aniołki mogą ruszyć w tan ;-)

Młodszym przedszkolakom musimy przygotować wycięte już szablony, ale mogą samodzielnie ozdobić aniołkom sukieneczki i skrzydełka. Starsze dzieciaczki, oprócz pokolorowania, mogą spróbować samodzielnie wyciąć aniołka z odrysowanego wcześniej szablonu.
Moje aniołki opowiadały przedszkolakom o Aniołach Stróżach, ale myślę, że dałyby radę podjąć się również przybliżenia wielu innych tematów przedstawiając mini-teatrzyk. Dla dzieci zaś stanowią świetną paluszkową zabawę, wspomagającą małą motorykę przy jednoczesnym wzbogacaniu dziecięcego słownika, rozwijaniu wyobraźni i kompetencji społecznych podczas interakcji międzyaniołkowych.
Zachęcam więc do wspólnej zabawy!

niedziela, 23 sierpnia 2015

Jak w 5 minut zrobić piętrowe łóżeczko dla lalek



Dziś króciutki post z serii "coś z niczego", czyli o tym, jak w pięć minut zrobić łóżko piętrowe, dla lalek rzecz jasna.
Wszystko zaczęło się od wycieczki do supermarketu, gdzie zaciągnięta przez moje dwie pannice, zostałam zmuszona do zachwycania się wszelkimi, najczęściej różowymi, lalkami i ich gadżetami. Wśród lalkowych akcesoriów, prócz samochodów, wózków, kołysek, koników, karet i nie pamiętam już czego jeszcze, moje dzieci namierzyły piętrowe łóżeczko dla małych laleczek. Oczywiście kosztowało fortunę, podobnie jak i pozostałe zabawki, nie było więc mowy o zakupie czegokolwiek. Płaczu wielkiego na szczęście nie było - gawiedź zadowoliła się farbkami, kredkami i plasteliną. 
Ponieważ jednak moje starsze dziecię ma niemały zmysł praktyczny (po matce, jak mniemam), zaraz po powrocie do domu wygrzebało z sobie tylko wiadomego miejsca, dwa małe pudełeczka po "niewiadomoczym" i poprosiło o pomoc w przerobieniu ich na piętrowe łóżeczko. 
Prócz pudełeczek użyłyśmy do tego celu jeszcze czterech patyczków po lodach wodnych (okrągłe, dość grube), dwóch patyczków szaszłykowych i kilku wykałaczek oraz kleju w pistolecie. Mebelek powstał tak prędko, że nawet nie zdążyłam zrobić zdjęć podczas pracy ;-)
Teraz pozostaje już tylko pomalować, uszyć kołderki i świetnie się bawić!

środa, 12 sierpnia 2015

Metamorfoza starej szafki na klucze


Metamorfozę szafki na klucze planowałam właściwie już od momentu, gdy ją otrzymałam. Generalnie lubię wygląd surowego drewna, jednak przedmioty pomalowane dobrą farbą i "podrasowane" w stylu shabby chic, vintage lub prowansalskim mają swój niepowtarzalny urok i powodują, iż budzą się resztki mego romantycznego spojrzenia na świat. 
Długo zastanawiałam się nad wyborem odpowiedniej farby, aż tu niedawno, dzięki uprzejmości Art & Hobby Studio w Lublinie otrzymałam w ramach konkursowej nagrody, kredową farbę Autentico. Ponieważ miałam możliwość wybrania koloru farbki, zdecydowałam się na kolor waniliowy i uważam, iż był to strzał w dziesiątkę (choć me oko szperacza bacznie rozgląda się już za przedmiotami, na których można by wypróbować choć kilka z pozostałych kolorów).


A teraz kilka uwag dla tych, którzy mają ochotę na zabawę z farbą kredową:
1. Warto zaopatrzyć się w porządny pędzel przeznaczony do malowania farbą kredową lub przynajmniej jakiś miękki, niezostawiający włosia ani "pędzlowego śladu".
2. Powierzchnię przeznaczoną do malowania należy wcześniej odtłuścić (zrobiłam to zwykłym płynem do naczyń).
3. Nie potrzebujemy szlifierki!!! - możemy malować na każdej powierzchni.

A teraz błyskawiczne sprawozdanie z etapów mojej pracy:

Na początku szafeczkę wyczyściłam, usunęłam wszystkie wieszaczki na klucze (a było ich całe mnóstwo, gdyż szafeczka w czasach swej świetności wisiała w jakiejś portierni) oraz zabezpieczyłam szybkę taśmą malarską.

Po tych krótkich czynnościach wstępnych przystąpiłyśmy z córcią do malowania.


Położyłyśmy w sumie dwie warstwy farby, po czym zrobiłam decoupage.
Następnie zdecydowałam się na delikatną przecierkę (choć ścieranie tak pięknej farby wymaga ogromnego samozaparcia).
Na koniec polakierowałam całość bezbarwnym, bezwonnym lakierem matowym (choć tak do końca nie byłam przekonana, czy jest to niezbędne przy tej farbie).

Wiem, że jest w tej mojej metamorfozie sporo niedociągnięć, ale myślę że jak na kogoś bez żadnego doświadczenia, kto pierwszy raz w życiu robił takie "coś", w dodatku bez jakiegokolwiek wcześniejszego przeszkolenia czy też fachowej pomocy, efekt jest naprawdę zadowalający.

Przy okazji malowania szafki, córcia zmalowała sobie jeszcze drewniany piórniczek:

Na koniec podsumowanie mojej pracy z farbą kredową Autentico, czyli zestawienie zalet i wad.

Zalety:
- nie trzeba szlifować ani gruntować powierzchni przeznaczonych do malowania gdyż farba jest bardzo przyczepna;
- jest naturalna i nietoksyczna, dzięki czemu mogą malować nią dzieci, alergicy, jak również może być stosowana do malowania mebli do pokoju dziecięcego;
- bardzo szybko schnie;
- ma piękne, satynowe wykończenie;
- występuje w wielu kolorach;
- jest wydajna;
- malowanie nią jest bardzo proste (czego dowodem jest moja praca).

Wadę widzę tylko jedną:
- dość wysoka cena (ok. 120 zł/ 1l)


A już na zupełne zakończenie - o tym, co warto wiedzieć, przystępując do pracy rękodzielniczej:

1. Gdy mamy dziecko w wieku ok. 6 lat, które uwielbia wszelkie prace ręczne, mamy do wyboru 3 możliwości:
a) wywieźć je na odległość co najmniej 100 km (żeby nie wróciło zbyt prędko)
b) zaczekać aż zaśnie i pracować tylko nocami
c) działać wraz z dzieckiem (ale wtedy musimy pożegnać się z własną wizją wykonywanej pracy).
Ponieważ nie mam nikogo, do kogo mogłabym wysłać dziecko a nocami lubię pospać, została mi opcja ostatnia, czyli podzielenie się radością tworzenia z dzieckiem.
2. Gdy z kolei mamy dziecko w wieku ok. 3 lat, które uwielbia włazić wszędzie, gdzie się coś dzieje, mamy do wyboru również 3 możliwości:
a) wysłanie na spacer wraz z tatą;
b) j.w., czyli zaczekać, aż uśnie;
c) wręczyć dziecku kilogram papieru oraz farbki do malowania palcami, rozebrać do majteczek i czapeczki, wysmarować kremem od słońca, zaopatrzyć w zapas wody pitnej, wystawić na podwórko i zamknąć drzwi (pod warunkiem, że mamy aktualnie środek upalnego lata)
W tym wypadku skorzystałam z opcji pierwszej ;-)
3. Gdy przed rozpoczęciem pracy zaczniemy napuszczać wody do basenu, licząc na to, że nie zapomnimy o niej za chwilę, czeka nas wielkie rozczarowanie oraz podtopienie ogródka. Praca twórcza pochłonie nas do tego stopnia, że z całą pewnością nie będziemy pamiętać o niczym innym ;-)

Życzę miłej, twórczej, radosnej i satysfakcjonującej pracy!

poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Przybornik na biurko - prosty przepis


Z racji zbliżającego się początku roku szkolnego, dziś błyskawiczny post o tym, jak w prosty i szybki sposób zrobić przybornik na biurko.

Potrzebujemy:
- kogoś, kto wyje nam zawartość puszki po kukurydzy, groszku lub czymś jeszcze innym;
- pustą puszkę;
- farbę akrylową do drewna i metalu;
- ew. dodatkowo farba lub pasta w innym kolorze (u mnie pasta złota i srebrna);
- serwetkę z wybranym motywem;
- bezbarwny i bezzapachowy lakier.

Puszkę malujemy farbą ( ja pomalowałam białą). Po wyschnięciu przykładamy wycięty motyw z serwetki (odrywając uprzednio jej dwie spodnie warstwy) i przymalowujemy lakierem. By nie porozrywać serwetki, czekamy, aż lakier przyschnie, po czym możemy delikatnie pomazać całość pastą lub innym kolorem farby. Gdy i to przeschnie, malujemy wszystko lakierem i znów czekamy aż wyschnie (gdy na dworze upał, całe to czekanie naprawdę nie trwa długo). 
Wkładamy do puszki walające się wszędzie ołówki, kredki, długopisy i cieszymy się porządkiem na biurku. Cieszyć musimy się dość prędko, gdyż nigdy nie wiadomo, kiedy nadciągnie totalny kataklizm (w postaci 3-latka) i nasz porządek stanie się już tylko miłym wspomnieniem;-)


poniedziałek, 3 sierpnia 2015

Święto Pszczół, czyli pszczoły znamy i im pomagamy (a przynajmniej się staramy;-)


Pszczoły, trzmiele, murarki i inne "bzykadełka" - wśród niektórych wzbudzają strach, innym są obojętne, ale są również tacy, którzy je kochają i swą miłością pragną zarażać tych pozostałych. Przyznam się, iż jeszcze do niedawna należałam do tej pierwszej grupy - tych, którzy pszczół się boją i zdecydowanie woleliby świat bez tych owadów. Powód mojego strachu był bardzo prozaiczny - otóż użądlenie powoduje u mnie ogromną opuchliznę, więc zrozumiałym jest chyba, iż bliskie spotkanie z pszczołą nie wywoływało u mnie wielkiego entuzjazmu.
Ponieważ jednak strach jest złym doradcą, postanowiłam powiedzieć mu "żegnaj" i zacząć pomagać pracowitym pszczółkom - wszak bez ich ciężkiej pracy bylibyśmy pozbawieni nie tylko pysznego miodku (Kubuś Puchatek mógłby tego nie przeżyć;-) ale i wszelakich owoców (czego ja z całą pewnością bym nie przeżyła) i wielu innych dóbr. A pomoc ta jest im niezbędna - nie każdy pewnie zdaje sobie sprawę z faktu, iż na całym świecie obserwowane jest wymieranie pszczoły miodnej a wyginięcie grozi prawie połowie z ok. 470 gatunków dzikich zapylaczy występujących w Polsce.
 Dlatego też cenną inicjatywą jest Dzień Pszczół organizowany już po raz kolejny przez Ogród Botaniczny UMCS w Lublinie. Przygotowania do tego dnia rozpoczęłam z dziećmi już wcześniej, pomagając im przygotować prace na konkurs pt. "Pszczoły dobrze znamy i im pomagamy". Starsze dziecię wykonało taki oto domek dla pszczół:

Domek zrobiony został z rolek po papierze toaletowym oraz żółtych jajeczek pochodzących z wnętrzności jajek z niespodzianką.
Praca młodszego dziecięcia to pszczółka na kwiatku - zarówno kwiatek, jak i pszczółka również zostały wykonane z rolek po papierze.

Kolejnym etapem przygotowań do Święta Pszczół było wykonanie pszczelich przebrań (gdy dzieci usłyszały o mającym się odbyć konkursie na strój pszczółki, to już nie było "że to, że tamto" - mama, pracowita niczym pszczółka, musiała zakasać rękawy i owe stroje zmajstrować). Najprostszym elementem do wykonania okazały się być czułki - pasek żółtego papieru, naklejone oczy i nosek oraz czułki wycięte z czarnych plastikowych tacek (takich, na które pakowane jest np. mięsko w hipermarketach). Sprawdziły się świetnie - nie opadały, nie wyginały się zbytnio, stały prościutko jak należy. Nieco trudniejsze było zrobienie pszczelich bluzeczek. Tutaj w ruch poszły nożyce i stary, czarny t-shirt. Ponieważ maszyna do szycia odmówiła ostatnio współpracy, więc trochę czasu spędziłam na ręcznym przyszywaniu czarnych pasków do żółtych dziecięcych bluzeczek. Najtrudniejszym jednak elementem było zrobienie skrzydełek. Długo myślałam i kombinowałam, aż w końcu zdecydowałam się na skorzystanie z pomocy drutu i folii. Drut wygięłam w ósemkę, ciasno owinęłam go bawełnianą taśmą (by się nie rozpadł oraz nikogo nie ukłuł wystającymi końcówkami), po czym nałożyłam na to foliowy worek i przewiązałam pośrodku taśmą. Na środku skrzydełek oraz na plecach bluzeczki zamocowałam rzepa, coby skrzydełka nie odfrunęły.

Nie zapomniałam też o mamie pszczole. Tu jednak poszłam na łatwiznę - czułki zrobiłam z opaski, do której zamocowałam druciki kreatywne, do korpusu użyłam żółto-szarej kamizelki odblaskowej, skrzydła natomiast wycięłam z tacek do grilla. Wszystkie stroje zdobyły uznanie zarówno ze strony mych dzieci, jak i wszelkich pozostałych oglądaczy w Ogrodzie Botanicznym.

Święto Pszczół mogłyśmy więc uważać za oficjalnie rozpoczęte. A atrakcji było sporo, dlatego skupię się głównie na tym, co wzbudziło szczególne zainteresowanie dzieciaków.
Punkt pierwszy to oczywiście kolorowanki, zadania, labirynty, krzyżówki, układanki etc., wszystko oczywiście związane z pszczółkami i sposobami pomagania im.

Punkt drugi to robienie, z pustych w środku patyczków, domków dla pszczółek (Ania patyczki układała i związywała, po czym Zosia je wyjmowała - taka to była siostrzana współpraca ;-)

Punkt trzeci (choć mam wrażenie, że dla moich dzieci był to jednak punkt nr 1) to pokaz robienia cukierków, zakończony wręczeniem ogromnych lizaków (chyba przez tydzień będą je jeść).


Spacer po ogrodzie również sprawił im sporo frajdy i nawet 3-letnia Zosia nie narzekała, że nie wzięłyśmy wózka, choć spacerowałyśmy ponad godzinę (co w innych okolicznościach przyrody z całą pewnością skończyłoby się porządnym marudzeniem).
Z innych atrakcji w tym roku nie korzystałyśmy, lecz otrzymałyśmy takie mnóstwo materiałów do czytania, że z całą pewnością zbyt prędko nie zapomnimy o pszczołach i Ogrodzie Botanicznym.

Na zakończenie chciałabym tylko przypomnieć podstawowe zasady Przyjaciela Pszczół:
1. Nie wypalamy traw i liści (ginie wtedy wiele owadów, a nasi sąsiedzi nie mogą trafić do własnej furtki z powodu zadymienia).
2. Sadzimy rośliny rodzime, unikamy inwazyjnych (ciągle nie mogę pozbyć się nawłoci zasadzonej przez poprzednich właścicieli ogródka).
3. Pozostawiamy w ogrodzie miejsca "półdzikie" (w naszym ogródku są niemal wyłącznie takowe, ku wielkiemu niezadowoleniu mojej mamy;-)
4. Stosujemy naturalne nawozy i środki ochrony roślin (organiczne resztki z kuchni + kompostownik w kącie ogrodu).
5. Budujemy gniazda i poidełka dla pszczół (obserwacja pszczółek pijących wodę to niezwykła frajda, nie tylko dla dzieci).

A więc do dzieła drodzy Przyjaciele pszczółek ;-)

środa, 24 czerwca 2015

10 rzeczy, których nikt ci nie powie o byciu mamą



        Bycie mamą to niesamowita przygoda. Powiem więcej: to najwspanialsza przygoda życia. To wyzwanie, z którym nie może równać się żadne inne. Wspinaczka na Mont Blanc to przyjemny spacerek w porównaniu z tym, co czeka kobietę, która właśnie otrzymała bilet wstępu do niesamowitego i jedynego w swym rodzaju "parku rozrywki" zwanego macierzyństwem.
Gdy po raz pierwszy zobaczy ona tę wymarzoną, wyśnioną, albo może całkiem nieoczekiwaną wejściówkę przyozdobioną dwiema małymi kreseczkami, w jej wyobraźni pojawiają się liczne sceny związane z byciem mamą, które to sceny miała możliwość obserwować na szklanym ekranie, podczas zakupów w sklepie, na spacerze w parku czy w czasie podróży pociągiem. I podczas gdy w "realu" kobieta ta miała jeszcze jakąkolwiek szansę na to, by posiąść w miarę prawdziwą wiedzę na temat, który obecnie interesuje ją najbardziej, to wszelkie obserwacje świata kreowanego przez media, wiedzę tę skutecznie wypaczyły.
Przykład? Pierwszy z brzegu:
Przychodzi jedna znajoma pani do drugiej znajomej pani, która to pani jest mamą małego dziecka. Panie słodko witają się w drzwiach, pani domu oczywiście w nienagannie skrojonej garsonce (bez żadnej plamy po zupce czy też śladów czekoladowych łapek), nóżkami na wysokich szpileczkach, z paznokciami nieskalanymi wydrapywaniem plasteliny z dywanu. Kamera "najeżdża" na grzecznie siedzącą na dywaniku dziewczynkę, wokół której, niby niedbale, leży kilka klocków. Dywanik czyściutki, dziewczynka ślicznie uczesana, ubrana w markowe ciuszki grzecznie mówi "dzień dobry", po czym wraca do układania wieży z kilku sztuk klocków.
No i wystarczy. Bo co sobie nasza kobieta-przyszła mama teraz myśli? Ano myśli sobie, że bycie mamą to wyłącznie słodkie uśmiechy, strojenie małej księżniczki i spokojne, niezakłócone niczym ploteczki z koleżankami, podczas gdy jej pociecha, nie absorbując uwagi mamy ani odrobinę, rozkosznie bawi się w zasięgu wzroku. I nikt nie powie naszej, nieświadomej niczego, przyszłej mamie, co tak naprawdę czeka ją już zupełnie niedługo.

      Próbując przełamać więc tę wszechobecną zmowę milczenia, przedstawię teraz 10 tajnych, uporczywie ukrywanych  faktów. (*)
Oto one:
1. Przygotuj się na to, ze gdy zostaniesz mamą, bardzo prędko zapomnisz, ze łazienka posiada coś takiego, jak drzwi. Początkowo sama będziesz przynosiła swój mały skarb do tego intymnego miejsca po to, by mieć go cały czas na oku, w następnym zaś etapie twój słodki skarb samodzielnie będzie tam za tobą podążał, a gdy któregoś razu zdarzy ci się zdążyć zrobić użytek z drzwi, natychmiast zaalarmuje cię o tym głośnym krzykiem i próbą wyważenia tychże drzwi.

2. Zapewne przypuszczasz, iż matki mają wbudowany czujnik, który pozwala im na natychmiastową reakcję w przypadku płaczu dziecka. I jest to prawda, lecz tylko częściowo. Otóż czujnik ten działa w taki sposób tylko na początku trudnej drogi macierzyństwa, by w kolejnym etapie zmienić się w czujnik reagujący na brak odgłosów ze strony twej pociechy, a gdy pojawia się kolejny potomek, czujnik zaczyna reagować z dodatkową mocą. Dzięki temu wiesz już doskonale, że chwile spokoju muszą zostać okupione jakąś wielką katastrofą.

3. Gdy pewnego, niezbyt pięknego dnia zdarzy ci się zachorować (tak, tak, wierz mi - matki też czasami chorują!) i jakimś niewytłumaczalnym zbiegiem okoliczności uda ci się na chwilę położyć, natychmiast zostaniesz:
a) zjedzona - jeśli twój maluch jest jeszcze małym ssakiem, natychmiast skorzysta z okazji, by przyssać się do ciebie;
b) potraktowana jak kanapa, na której można wygodnie przysiąść, a nawet się położyć;
c) twoja rozpalona gorączką głowa stanie się poligonem doświadczalnym dla przyszłego adepta sztuki fryzjerskiej (pół biedy, jeśli do stylizacji zostaną użyte przedmioty do tego przeznaczone, gorzej - jeśli odbędzie się ona przy użyciu plasteliny lub gumy do żucia);
d) prędzej czy później (ale raczej prędzej) i tak zostaniesz przywrócona do pozycji wertykalnej.

4. Słowo "mama" - z pewnością najbardziej oczekiwane przez ciebie słowo i niezaprzeczalnie jedno z najpiękniejszych słów na świecie. Bądź jednak przygotowana na to, iż może nadejść taki moment (do którego prawdopodobnie nigdy i nikomu się nie przyznasz), kiedy będziesz już miała dość słyszanego po raz pięćdziesiąty w ciągu kwadransa ( a tych kwadransów trochę się uzbiera przez lata): "Mamo, jeść! Mamo, pić! Mamo siku! Mamo kupa! Mamo jestem głodna! Mamo, boli! Mamo, daj! Mamo jeść! Mamo, chcę! Mamo, nie chcę! Mamo, jeść! Mamo, zobacz! Mamo, nie patrz! Mamo, pomóż! Mamo jeść! Mamo, ja siama! Mamo, co to? Mamo, jeść! Mamo, dlaczego? Mamo, po co? Mamo, czemu? Mamo, jeść!" itp., itd. W sprzyjających okolicznościach może to trwać całe wieki, więc nic dziwnego, że w którymś momencie poczujesz się po prostu zmęczona. Nie martw się jednak - kiedyś musi się to skończyć (a wtedy może nawet zatęsknisz za tym wiecznym "Mamo ...").

5. Być może do tej pory żyłaś w przekonaniu, że znasz się tylko na tym, czego nauczyłaś się w szkole, czy w pracy. Mam więc dla ciebie wspaniałą wiadomość - od chwili, w której zostaniesz mamą, staniesz się jednocześnie człowiekiem-orkiestrą. Będziesz pielęgnować swe maleństwo niczym wykwalifikowana pielęgniarka, farmaceutyki będziesz miała w małym paluszku niczym prawdziwy farmaceuta, będziesz nauczycielką, malarką, cyrkowym klaunem, lekarzem, piosenkarką, szefem kuchni, dietetykiem, ślusarzem (gdy przyjdzie ci wydłubywać plastelinę z zamka w drzwiach) oraz wysokiej klasy specjalistą od rachunkowości (podobno z próżnego i Salomon nie naleje, a ty przecież będziesz musiała zaspokoić potrzeby dziecka i jeszcze opłacić wszystkie rachunki).

6. Przygotuj się na to, iż od tej chwili porządek stanie się dla ciebie pojęciem względnym, a mówiąc wprost - będzie odtąd istniał jedynie w twych marzeniach. Dość szybko przekonasz się, iż ambitny plan robienia porządków wspólnie z dzieckiem jest planem zupełnie nierealnym, postanowisz więc czekać z porządkami do chwili, aż dziecko utonie w objęciach Morfeusza. Istnieje pewne prawdopodobieństwo, że kilka razy nawet ci się to uda, wkrótce okaże się jednak, że prac pozostawionych na tę słodką chwilę błogiego spokoju jest tak wiele, że na sprzątanie zazwyczaj zabraknie ci już czasu (lub też najzwyczajniej w świecie zaśniesz gdzieś pomiędzy kuchnią a łazienką).
Jeśli zaś jesteś posiadaczką ogródka warzywnego i/lub kwiatowego, możesz już od dziś zacząć żegnać się z równymi grządkami i rabatkami, z marchewką spokojnie osiągającą swe przepisowe wymiary, ze szczypiorkiem strzelającym dumnie w górę, z porzeczkami, które powinny być zjedzone, gdy przyozdobią się czerwonym kolorem. Przygotuj się na to, że żadna truskawka nie doczeka swego truskawkowego koloru, porzeczki znikną z krzaczka jeszcze zielone, a pietruszka posiana malutką rączką twego szkraba, będzie rosnąć wszędzie, tylko nie tam, gdzie to sobie zaplanowałaś.

7. Prawdopodobnie do tej pory świetnie orientowałaś się w bieżących sprawach politycznych. Od teraz to się zmieni. I w sumie może nawet nie wyjdziesz na tym tak najgorzej, bo nie będziesz już wprawdzie wiedziała, kto jest aktualnie Ministrem Sprawiedliwości i jaka afera polityczna jest głównym tematem Wiadomości, za to będziesz miała świetną orientację w poczynaniach świnki Peppy, będziesz wiedziała, jaką aferę rozkręcił ostatnio ciekawski George i dlaczego Franklin postąpił niezbyt ładnie i jak z tego wybrnął.

8. Zdecydowanie poprawi się twoja koordynacja wzrokowo-ruchowa. Staniesz się mistrzynią w dobieganiu do dziecka i łapaniu go w locie podczas spadania z parapetu, a gotowanie obiadu z dzieckiem na ręku i telefonem przy uchu stanie się rutyną.

9. Zawsze będziesz miała przygotowane ubranie dla dzieci, nawet kilka wersji na wypadek nagłego przejścia upału w zamieć śnieżną, natomiast fakt, że w koszuli nocnej stoisz właśnie przed drzwiami z kluczem w ręku i pięcioma minutami do odjazdu autobusu uświadomi ci dopiero zdziwione spojrzenie własnego dziecka (ew. sąsiad z oczami jak 5 złotych). 

10. W okolicach obiadu (a czasami nawet podwieczorku) niejeden raz będziesz próbowała przypomnieć sobie, czy jadłaś już dziś śniadanie, czy jeszcze nie (w okolicach kolacji dojdziesz do wniosku, że szkoda zawracać sobie tym głowę i dokończysz niedojedzoną kaszkę). Ciepłe posiłki zaczniesz jadać około trzeciego roku życia dziecka (zakładając, że w międzyczasie nie pojawi się kolejne). A jeśli pozwalałaś sobie dotychczas na podjadanie słodkości lub pysznie niezdrowych fast foodów, od tej pory będziesz musiała robić to w ukryciu, bądź po prostu zrezygnować z tych szkodliwych praktyk (zdecydowanie polecam tę właśnie opcję - podjadanie w ukryciu jest operacją bezpieczną dopiero w godzinach późnowieczornych, co ma raczej zgubny wpływ na figurę).

          A na zakończenie najwspanialsza wiadomość dla Ciebie, przyszła mamo: 
Twoja wielka miłość do dziecka (nawet nie podejrzewasz, że można kochać aż tak mocno) sprawi, ze poradzisz sobie ze wszystkim. Owszem - będziesz miała chwile słabości i zwątpienia, jednak wystarczy jedno spojrzenie w oczy twego dziecka, jego szczery uśmiech i łapki otulone wokół twej szyi (nawet, jeśli będą nieco klejące), by wszelkie zwątpienie odeszło w zapomnienie, a każda przeszkoda stała się okazją do uświadomienia sobie, że nie masz pojęcia, jak mogłaś do tej pory żyć bez tej małej kruszynki obok ciebie.



* Powyższe punkty mogą nie mieć zastosowania w przypadku, gdy dysponujesz osobistym asystentem w postaci teściowej, mamy, siostry, bądź męża (co się podobno niekiedy zdarza w przyrodzie).

wtorek, 23 czerwca 2015

Zalando - warto czy nie warto?


Jakiś czas temu zgłosiłam się do testowania internetowego sklepu modowego Zalando. Ponieważ zostałam wybrana jako jedna z wielu testerek, otrzymując bon upominkowy do wykorzystania w tymże sklepie, czuję się zobowiązana, by przedstawić swoje wrażenia z zakupów i udziału w projekcie (czynię to zresztą z wielką przyjemnością ;-)
Prócz bonu upominkowego otrzymałam również kupony rabatowe (20% i 15% zniżki) do rozdania wśród znajomych oraz przewodnik po projekcie.
Do zakupów w Zalando zabierałam się jak pies do jeża, co wynikało przede wszystkim z braku zdecydowania co do tego, co chciałabym zakupić. Oferta sklepu jest bowiem naprawdę imponująca - od damskich butów, sukienek, spodni, torebek, przez męskie koszule, paski, zegarki, aż po dziecięce plecaki czy kapelusze. Ceny niektórych artykułów potrafią przyprawić o migotanie przedsionków, lecz spokojnie można znaleźć także coś na "normalną, polską kieszeń" (sklep jest niemiecki, z siedzibą w Berlinie). Na początku wybrałam kilka rzeczy, które umieściłam sobie na "liście życzeń", po czym zaczęłam zastanawiać się, którą z nich wybrać, by jak najmniej dopłacić do bonu. O dziwo, tym razem moje niezdecydowanie zostało nagrodzone, gdyż po kilku dniach otrzymałam e-maila z wiadomością, że niektóre z rzeczy, jakie obserwowałam, zostały jeszcze bardziej przecenione (o 50%), dzięki czemu mogłam zamówić nie jeden, a dwa artykuły. Zdecydowałam się w końcu na torebkę i sukienkę, dopłacając do tego "interesu" cale 3,20 zł (przesyłka w Zalando jest darmowa).

Zamówienie złożyłam późnym wieczorem w środę, natomiast przesyłkę otrzymałam w poniedziałek. Czas oczekiwania jest więc dość standardowy (prawdopodobnie byłby krótszy, gdyby nie weekend). Wszystko zapakowane w firmowe pudełko, a w środku, oprócz zamówionych rzeczy, również list przewozowy oraz instrukcja postępowania na wypadek zwrotu. Tu bardzo istotna informacja: na zwrot mamy aż 100 dni i jest on zupełnie darmowy. Nie musimy się tłumaczyć, dlaczego chcemy coś zwrócić - po prostu zamawiamy kuriera i odsyłamy towar, a zwrot pieniędzy otrzymujemy w ciągu 14 dni. 
Nie dane mi jednak będzie (przynajmniej tym razem) sprawdzić tego w praktyce, gdyż obydwie zamówione rzeczy bardzo mi się podobają. Torebka jest naprawdę ładna i funkcjonalna (ma krótkie uszy, jak i dłuższy pasek do noszenia na ramieniu), a sukienka wygodna, z dobrej jakości materiału - wszystko takie, jak na zdjęciach prezentowanych na stronie internetowej Zalando. 
Podsumowując - były to jedne z najbardziej udanych zakupów, jakie zdarzyło mi się zrobić. Mogę więc z czystym sumieniem polecić sklep Zalando i życzyć przyjemnych i satysfakcjonujących zakupów!