poniedziałek, 30 maja 2016

Nie taki 6-latek w szkole straszny


Rok szkolny powoli dobiega końca (nauczyciele, bardziej chyba niż uczniowie, z utęsknieniem czekają na ostatni dzwonek ;-) myślę więc, iż można już podzielić się garścią refleksji z tego okresu. 
Od razu na wstępie chciałabym jednak zaznaczyć, iż nie byłam, nie jestem i nie będę zwolenniczką przymusowego posyłania dzieci 6-letnich do szkoły. Jednak ponieważ tak nam się przytrafiło, iż moje starsze dziecko znalazło się w roczniku, który, jako jedyny, został w obliczu takiego faktu postawiony, chciałabym  pokazać, jak wygląda szkolna rzeczywistość w naszym przypadku.

Przyznam, iż jeszcze rok temu miałam masę wątpliwości co do tego, jak moja córka poradzi sobie w szkole, do której chodzi kilkuset uczniów, w której zajęcia odbywają się na dwie zmiany (trzy razy w tygodniu zaczynamy lekcje o 7.30), czy poradzi sobie emocjonalnie, czy pokona swoją nieśmiałość itd., itp. I co mogę powiedzieć po prawie dziesięciu miesiącach nauki? Ano to, iż była to najlepsza dla niej decyzja, której nie żałuję ani trochę, a wręcz przeciwnie - bardzo się cieszę, iż tak się właśnie stało. 

A dlaczego? A dlatego:

1. Przez ostatnie dwa lata dzień w dzień miałam problem, by obudzić Anię i dotrzeć do przedszkola na 8.15. Dziś, nawet jeśli nie obudzi się sama, nawet jeśli nie zerwie się z łóżka po pierwszym buziaczku, to nigdy jednak nie ma marudzenia typu " czy muszę iść", "czy mogę dziś zostać w domu". Problem robi się wtedy, gdy np. z powodu choroby nie może iść do szkoły - jest wtedy bardzo zawiedziona i z utęsknieniem czeka powrotu do szkolnej ławki.

2. Dzieci w pierwszej klasie naprawdę nie siedzą cały czas ławkach! 
Nie wiem skąd mogło się wziąć w ogóle takie podejrzenie - dzieci mają miejsce do zabawy zarówno w swojej sali, jak i w świetlicy, bawią się naprawdę sporo (ba! nawet z okazji ślubowania każda klasa dostała w prezencie mnóstwo nowych klocków, układanek etc.), wychodzą na plac zabaw i robią mnóstwo innych interesujących rzeczy.

3. Bezpieczeństwo maluchów. 
O to też jestem spokojna - starsze dzieci mają swoje sale na wyższych piętrach, pierwszaki zawsze są pod opieka wychowawcy, nauczyciela przedmiotu lub wychowawcy świetlicy, a kontakty ze starszymi dziećmi (np. podczas pobytu w świetlicy) skutkują tym, iż moje dziecko uczy się nowych umiejętności oraz tego, że starszy z młodszym może się świetnie zakumplować.

4. Nauka.
I tu również, przyznaję, znalazłam się w gronie szczęśliwych rodziców, którzy nie muszą zaganiać swoich dzieci do odrabiania lekcji. Zaraz po powrocie ze szkoły Ania wyjmuje książkę, zeszyt i z zapałem robi to, co było zadane. Jest to dla niej po prostu świetna zabawa, a ponieważ z czytaniem, pisaniem czy liczeniem nie ma żadnych problemów, chętnie uczy się nowego materiału. Wiem jednak, iż są w jej klasie dzieci, które do tej pory mają problem z czytaniem, dlatego dzieci te objęte są dodatkowymi godzinami zajęć wyrównawczych, gdzie w małej grupce ćwiczą swoje umiejętności pod bacznym okiem wychowawczyni.

5. Emocje.
Tego obawiałam się bardzo, gdyż moje dziecko jest dosyć nieśmiałe, a i swoje "foszki" też potrafi pokazać. I tu dzieją się dziwne "czary-mary", gdyż po przekroczeniu progu swojej sali Ania staje się aktywną uczennicą, chętnie zgłasza się podczas lekcji, jest koleżeńska i radosna. Wiem, że w tym miejscu należą się wielkie słowa uznania dla wychowawczyni, która jest dla "swoich" dzieci niczym druga mama - bardzo troskliwa i wyrozumiała, a jednocześnie wymagająca.
Podsumowując:
Jeśli Twoje dziecko lubi poznawać nowe rzeczy, nabywać nowe umiejętności, nie gryzie, nie kopie, dąży do tego, by być coraz bardziej samodzielne - nie bój się szkoły! To może być naprawdę świetna przygoda, a stwierdzenie o rzekomych "zabieraniu dzieciństwa" można włożyć między bajki. Moje dziecko naprawdę pozostało dzieckiem, a gdybym miała zabrać Ani dzieciństwo, to nie zgodziłabym się na to nawet wtedy, gdyby miała lat 10 (swoja drogą - mam wrażenie, że ja sama co najmniej przez całą szkołę podstawową, a nawet dłużej, pozostałam jednak dzieckiem).
W wielu szkołach, również w naszej, otwierane są teraz oddziały zerówkowe, które mogą być naprawdę wspaniałą alternatywą dla tych przedszkolnych. Dzieci mogą tam powoli wdrożyć się w rytm szkolny i poznać nowe otoczenie. Dla dziecka, znudzonego czteroletnim pobytem w murach przedszkola może to być ciekawa odmiana i bodziec do rozwoju. Obserwują swoje młodsze dziecko, skłaniam się powoli ku wybraniu takiego właśnie rozwiązania, co i innym szczerze polecam.