środa, 24 grudnia 2014

O tym, jak Matka Boża chciała z nami zamieszkać ale Jej nie pozwolono ...

Muszę napisać o pewnym przykrym wydarzeniu, które nas dziś spotkało ...

Ale zanim o tym, najpierw kilka słów na temat naszych tegorocznych rorat.
Nim się zaczęły, pełna  byłam obaw, czy damy radę wstawać, czy dzieci nie będą marudzić z rana i jak będziemy funkcjonować w ciągu dnia przy tak wczesnym wstawaniu (normalnie zaczynamy dzień ok. 8).
I cóż? I okazało się, że najbardziej zaskoczyło mnie moje starsze, pięcioletnie dziecko. Nigdy bym bowiem nie przypuszczała, że na pytanie  (zadane o 6.10) o to, czy idziemy na roraty, Ania będzie zrywać się z łóżka, ubierać bez żadnego marudzenia, a jedynym przedmiotem fochów będzie to, że uszykowałam jej nie takie ubranka, jak chciała. Dodam tylko, że nigdy nie zdarzyło się, by z takim entuzjazmem zrywała się do przedszkola (do którego przeważnie z wielkim trudem wpadamy ok. godziny 8.15).
O wiele większy ambaras był z 2,5-letnią Zosią. Maluch zazwyczaj budził się w momencie, gdy byłyśmy już z Anią gotowe do wyjścia. Wtedy musiałam ją tylko namówić do wysiusiania, sprawnie ubrać i władować do wózka. Procedura ta kończyła się przeważnie powodzeniem i wkroczeniem w progi kościoła mniej więcej równo z księdzem.
Pewnym wyróżnieniem i nagrodą za nasz trud stała się figura Matki Bożej, którą Ania wylosowała 8 grudnia – dla mnie radość tym większa, że stało się to właśnie w święto Maryi. Figura przebywała u nas całą dobę, po czym należało dostarczyć ją z powrotem, by inne dziecko mogło ją na jeden dzień przygarnąć.
W noc po wylosowaniu figurki prawie nie spałam, gdyż bałam się, że zaśpimy i figurka nie zdąży wrócić o czasie na swe miejsce na ołtarzu ;-)









Wstawałyśmy więc dzielnie, aż do soboty przed ostatnią niedzielą Adwentu. Potem dzieci się pochorowały, i to porządnie: zapalenie ucha i zapalenie oskrzeli, więc mimo szczerych chęci i błagań Ani, nie mogłyśmy już pójść na roraty.

A co takiego wydarzyło się dziś?
Ano dziś był ten szczególny moment - ostatnie roraty, na których losowano figurę Matki Bożej - od dziś miała ona zamieszkać na stałe u dziecka, które ją wylosuje. Losowano z karteczek, które składane były przez cały okres Adwentu. Nie wiem tylko po co, gdyż ksiądz zaznaczył, że dostanie ją tylko to dziecko, które było dziś obecne. Moje dzieci nie mogły być - był ich dziadek, stąd wiem, co się działo. A co się działo? Otóż figurkę wylosowała nasza mała Zosia, lecz nie dostała jej, ponieważ jest chora ... wylosowano inne dziecko, któremu bardziej zdrowie dopisało.
Oczywiście nie powiedziałam o tym dzieciom, gdyż płakałyby co najmniej przez tydzień. Ale jest mi naprawdę bardzo, bardzo przykro ...
Maryja chciała przyjść do najmniejszego ze swych dzieci, wybrała sobie Zosię, ale ksiądz zdecydował inaczej ...


Życzę wszystkim błogosławionych Świąt Narodzenia Pańskiego 
(i bardziej radosnych, niż moje)

1 komentarz:

  1. Rzeczywiście to przykre, zwłaszcza, że miał kto odebrać za Zosię tą figurkę. Ja pamiętam jak kilkanaście lat temu sama chętnie chodziłam na roraty i tak bardzo chciałam wylosować figurkę. Parę razy się udało, ale tez tylko na jeden dzień. A zdarzało się tak, że figurkę na własność wylosowywała ta sama osoba, która już w innym roku tez wylosowała. I z tego powodu jakoś ksiądz problemu nie robił, a po co dziecku druga taka sama figurka?

    OdpowiedzUsuń