niedziela, 31 grudnia 2017

Anioł w Warszawie


Koniec roku - czas podsumowań, wspomnień, bilansu ... 
Rok 2017 przyniósł sporo wyzwań, zwrotów akcji, pięknych spotkań, nowych przyjaźni ... Dane mi było poznać wiele wspaniałych osób, które swą niesamowitą dobrocią głęboko zapadły w moje serce...
Jednak osobą, która najmocniej wryła się w pamięć jest pewna czarnowłosa kobieta z Warszawy - prawdziwy Anioł.
Choć od wakacji minęło już sporo czasu, a tak naprawdę to całe wieki, to pewne wydarzenie z tamtego czasu pozostanie we mnie na długo, a właściwie chyba na zawsze. Bo zdarzają się czasami rzeczy, których się nie zapomina, bo spotyka się czasami ludzi, którzy na zawsze zostają w pamięci...

Jest taki film - "Anioł w Krakowie", ale nie o filmie dziś będzie (choć bardzo go lubię), lecz o pewnym niezwykłym spotkaniu, i to nie w Krakowie, lecz w Warszawie właśnie. A było tak...
Miała to być zwykła, rodzinna (moje dzieci - 5 i 8 lat, siostra na wózku inwalidzkim, mama i ja) wycieczka do stolicy, której moja siostra nie miała jeszcze okazji odwiedzić i zwiedzić. Bazę noclegową miałyśmy zapewnioną przez me najukochańsze Siostry Wspomożycielki Dusz Czyśćcowych w Sulejówku, pozostało mi więc tylko wybrać jakieś atrakcje dla naszej małej gromadki. Założenia były takie, by pokazać zarówno mojej siostrze i mamie oraz dzieciakom coś, co poruszy, zapadnie w pamięć i pozwoli złapać oddech. Ambitny plan w trzech dniach miał pomieścić: Centrum Nauki Kopernik (koniecznie z wizytą w Planetarium), Wilanów, Łazienki, Stare Miasto i Ogród Zoologiczny. Jak to jednak często bywa - plany sobie, a życie sobie. No i bardzo dobrze ;-)

Schody (dosłownie!) zaczęły się dla mojej siostry jeszcze daleko (jakieś 400 km) przed Warszawą, ale ponieważ temat podróży osoby niepełnosprawnej polskimi kolejami zasługuje na osobny post, więc w tej chwili pozwolę sobie spuścić zasłonę milczenia w tym temacie...

W każdym razie do stolicy jakoś dotarłyśmy - mama i siostra z przygodami od strony zachodniej, ja z dziećmi z opóźnieniem ze strony południowej (choć biorąc pod uwagę aktualne objazdy - raczej od wschodu). Na pierwszy dzień zaplanowałam wizytę w Centrum Nauki Kopernik, głównie ze względu na pokaz w Planetarium - tego dnia wyświetlany był film "Polaris" od 7 roku życia (na filmie dla młodszych dzieci moje panny były już wcześniej, a pozostałe pokazy przeznaczone są dla starszej grupy wiekowej). Tu ważna uwaga dla osób planujących wizytę w CNK - gdy chcemy mieć pewność, że wejdziemy (i nie spędzimy cennego czasu na staniu w kolejce do kasy), bilet należy zakupić wcześniej drogą internetową (to samo tyczy się Planetarium).

Wejście do Centrum miałyśmy wyznaczone na godzinę 9.10 (warto wiedzieć, że gdy spóźnimy się ponad 30 minut, bilet przepada), a spektakl w Planetarium na 9.30. Ponieważ szczęśliwie dla nas, dworzec Warszawa-Stadion jest dostosowany do potrzeb osób niepełnosprawnych, dotarłyśmy na miejsce sporo przed czasem. By więc wykorzystać chwilę i zapewnić sobie suchy prowiant na najbliższych kilka godzin, a dokładniej na cały dzień (z doświadczenia wiedziałam, że przed wieczorem z Centrum nie wyjdziemy), postanowiłyśmy poszukać w pobliżu jakiegoś sklepiku z drożdżówkami.

Okazało się to jednak nie takie proste - szłyśmy, szłyśmy, a tu jak nie bank, to sklep dla biegaczy czy inna kawiarnia, ale drożdżówek ani widu, ani słychu. Tym sposobem ze sporej ilości czasu w zapasie, zrobiło nam się tego czasu już bardzo niewiele, dlatego też zostawiłam całą wycieczkę i sama pobiegłam na polowanie. Udało się! Znalazłam zwykły sklep spożywczy, w którym zapasów na cały dzień narobiłam i wróciłam do grzecznie na mnie czekającej rodzinki. I tu zaskoczenie - rodzinka oznajmia mi, że nie mogą ruszyć się z miejsca, bo muszą czekać, aż pewna pani wróci do nich z lodami. Jak trzeba, to trzeba - myślę sobie - skoro obiecały czekać, to niech czekają,bo przecież nie będzie potem starsza pani (czemu założyłam, że "starsza"? zupełnie pojęcia nie mam) sama jeść pięciu lodów. Ponieważ czas już nam jednak stopniał do zera, pobiegłam sama tym razem do Kopernika, by odebrać wejściówkę dla asystenta osoby niepełnosprawnej (do Centrum osoba niepełnosprawna wchodzi na bilecie ulgowym, zaś opiekun bezpłatnie, jednak by wejść do Planetarium, należy odebrać dla opiekuna bezpłatną wejściówkę i nie można tego zrobić wcześniej droga internetową).

Dosłownie w ostatniej chwili dobiły do mnie moje dziewczyny - do szatni już nie zdążyłyśmy pójść, na szczęście do Planetarium się załapałyśmy (nawet minutowe spóźnienie powoduje konieczność pocałowania klamki i utratę biletu). W międzyczasie (skąd wziął się ten "międzyczas"?- nie wiem zupełnie) dowiedziałam się, że miła Pani, która kupiła nam lody, wymieniła się z moją mamą numerami telefonów i umówiły się wstępnie na wieczór.

Dzień w Centrum Nauki minął nam błyskawicznie, lecz dzieci (i co tu kryć, my również) byłyśmy tak wykończone, że jakiekolwiek spotkanie i zwiedzanie byłoby z góry skazane na porażkę. Mama umówiła się więc z miłą Panią od lodów na dzień następny.

A następnego dnia od rana lało i lało, i lało. Pierwotny plan zakładał zwiedzanie Wilanowa przed południem oraz Łazienek po południu. Z racji pogody plany trzeba było zmienić, a ponieważ Pani od lodów serdecznie zapraszała nas do Pałacu Kultury i Nauki, z niewielkim żalem mogłyśmy porzucić plany wilanowskie i podążyć w kierunku Dworca Śródmieście. Na tymże dworcu po raz pierwszy miałam przyjemność spotkać się osobiście z Panią od lodów, która okazała się być całkiem młodą, śliczną i elegancką Panią o imieniu Magdalena.

Zaprowadziła nas do Pałacu Kultury, gdzie bardzo miły pan portier uruchomił dla mojej siostry platformę (śmiem przypuszczać, iż podróżowanie platformą było jedną z ciekawszych atrakcji, którą zapamiętały moje dzieci;-), po czym Pani Magda zaprosiła nas na Taras Widokowy.

 Mimo, że wiało niemiłosiernie i ciągle padał deszcz, widok zachwycił dorosłą część naszej wycieczki (dzieciaki, po obiegnięciu wieży naokoło, wolały schować się do środka), a opowieści naszego nieocenionego przewodnika, jakim stała się Pani Magda sprawiły, że Warszawa odkryła przed nami choć trochę swych tajemnic (a moje dzieciaki ciągle pamiętają, że złotówka puszczona z wieży Pałacu Kultury może zabić człowieka).

Gdy zjechałyśmy na dół, Pani Magda zaprosiła nas do kawiarenki na herbatkę i pyszne ciacho, dzięki czemu miałyśmy okazję pobyć jeszcze chwilę w towarzystwie naszego Anioła.

Gdy się już pożegnałyśmy, moje dziewczyny, siostra i mama, jakimś cudem znalazły się jeszcze w niezwykłej Galerii Figur Stalowych tuż obok kawiarenki, która zachwyciła je i zadziwiła.

W międzyczasie na niebie pojawiło się słoneczko i mogłyśmy zrealizować dalszą część naszych planów, czyli wizytę w Łazienkach Królewskich.

Następnego dnia zwiedziłyśmy warszawskie ZOO oraz Starówkę, gdzie furorę robiły gołębie w przedziwnych, niespotykanych kolorach.

Jednak najpiękniejsze kolory, jakie zapamiętamy, to kolory niesamowitej, zupełnie bezinteresownej życzliwości, którą okazała nam Pani Magda...
Oby przyszły rok pełen był spotkań z tak dobrymi, o wielkich sercach ludźmi. Obyśmy potrafili okazywać sobie nawzajem wsparcie i bezinteresowną pomoc; byśmy mieli otwarte oczy i serca na potrzeby tych, którzy tej pomocy potrzebują; byśmy potrafili pokonać nasze obawy i uprzedzenia i byli coraz lepszymi wersjami samych siebie. Tego nam wszystkim i sobie życzę ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz